Jeden statek

Po raz kolejny dzisiaj natknęłam się na facebooku na post, który wzbudził falę dziwnych, nacjonalistycznych i anty-wszystko-co-nie-polskie komentarzy, które w rzeczywistości są zwyczajnie (jak każde inne w tym stylu) komentarzami antypolskimi. Post odnosił się do tego artykułu: http://www.prawy.pl/8266-grecja-wystawi-niemcom-rachunek-za-ii-wojne-swiatowa

W komentarzach wyczytałam, że ” Polska powinna zrobić to samo, je**** Szwaby” oraz wiele innych perełek. Jakimś dziwnym trafem to nie pierwszy w tym tygodniu post, który moi dawni znajomi udostępniając na facebooku zamienili w tsunami nacjonalistycznych, wulgarnych krzyków.

Od kiedy pamiętam na pytanie zadawane przez obcokrajowców “Skąd jesteś?” odpowiadam żartobliwie “100% Polish”. Nie wiem skąd się to 100% wzięło ale ma brzmieć jak radosna duma i dystans zarazem, raczej spełnia swój cel jako że nigdy nie żałuję innym radosnych komentarzy o polskiej życzliwości ale także tych sarkastycznych o biurokracji i polskim braku pewności siebie. Mój problem, a także powód dla stworzenia tego “magdusk” miejsca w sieci polega na tym, że kiedy zdarza mi się natrafić na setki komentarzy i polubień pod ksenofobicznymi tekstami z przerażeniem zauważam, że zaczynam nadawać temu zjawisku przymiotnik “polskie”, a to sprawia że moja odpowiedź “I am 100% Polish” nie przychodzi mi już tak łatwo na usta.

Mój przesympatyczny kolega jakiś czas temu umieścił na swojej ścianie krótki artykuł dziennikarki, która rzekomo natrafiła na niezwykle nieprzyjemnych niemieckich turystów we Wrocławiu i napisała tekst o tym jak dumna odpowiedziała im wulgarnie na ich “wulgarność” nazywając ich “SS-mańskimi k***mi”. Ten tekst zdobył 17.000 polubień, a mój kolega opisał go słowami “Brawa dla tej Pani”.

2 miesiące temu oświadczył mi się mój wspaniały chłopak, oświadczyny te z radością przyjęłam i teraz zbliżamy się wielkimi krokami do planowania ślubu i wspólnego życia. Manu jest niezwykłym człowiekiem, ma w sobie ogromną siłę i potężną skalę empatii zarazem. Jest Niemcem więc przez pierwsze 2 miesiące naszego związku bezustannie śmialiśmy się z moich nazistowskich żartów, kiedy wrocławski tramwaj nie przyjeżdżał na czas rzucałam “Może gdyby Hitler nie zniszczył nam połowy kraju mielibyśmy sprawniejszą komunikację miejską”. Kiedy pani sprzedawczyni była grymaśna “Może gdyby Hitler nie rozpoczął II Wojny Światowej, nie spłynęłaby na nas radziecka fala komunizmu i pani Kazia wiedziałaby jak się uśmiechać do klientów”. Jak możecie sobie wyobrazić, podobnych sucharów było bez liku i gwarantuję, że czasem nawet towarzyszyły im porządniejsze kawałki. Po jakimś czasie jednak zrozumiałam, że te moje żarty, zabawne dla nas przez ich absurdalizm, stają się coraz mniej słodkie. Trochę oderwana od rzeczywistości nie zauważyłam, że ludzie z mojego otoczenia niewiele po dwudziestce właśnie przez te okulary, którymi my posługiwaliśmy się sarkastycznie, patrzą na rzeczywistość. Jest w nas jakaś nienawiść do nas samych, którą boimy się wymierzyć przeciw sobie samym więc celujemy gdzie tylko możemy wokół. Najbliżej i najłatwiej jest oczywiście na naszych odwiecznych wrogów, a zaraz potem na każdego kto wygląda inaczej.

Oczywistą sprawą jest, że ci radykalnie myślący krzyczą najgłośniej dlatego to te właśnie opinie dominują scenę portali społecznościowych i dyskusji pobieżnie słyszanych na ulicach. Zastanawia mnie jedynie fakt, że ogromne grono podróżników i ludzi otwartych wzdycha odrobinę, po to tylko by następnie pogrążyć się w cichej zadumie.

W ciągu ostatnich kilku lat miliony młodych ludzi wyjechało na programy typu Erasmus, Socrates inne wymiany międzynarodowe, które pięknie uczą nas tolerancji, dojrzałości, akceptacji siebie nawzajem, otwierają granice i oczy. To co Polscy studenci podczas takich wymian mogą łatwo zaobserwować to to, że narodowościowe żarty najczęściej kierowane są właśnie w Niemców, to oni są “zbyt zorganizowani”, “noszą broń za pazuchą”,”zbyt upierdliwi”, “zbyt punktualni” i to właśnie ci sami Niemcy odbierają te dowcipy z ogromnym dystansem, równie żartobliwie jak zostały w nich wymierzone. Natomiast my – Polacy, gdy usłyszymy lekki chichot na temat naszego państwa z którejkolwiek strony, w jakimkolwiek języku, naprężamy się jak surokatki, kierujemy lico w stronę napastnika i obrażeni, pełni wyrzutów udowadniamy po raz kolejny, że nasze kompleksy i niepewność siebie zamykają nam oczy i umysł.

Moja przyjaciółka wróciła niedawno z semestru spędzonego w Stanach, skąd przywiozła mi śliczny bryloczek w kształcie nowojorskiej taksówki. Kiedy na niego patrzę mam przed oczami setki scen z amerykańskich seriali, w których rasowa mieszanka przyjaciół pije wspólnie piwo i śmieje się z kawałów o seksie. A. zdając mi relację ze swojej wyprawy powiedziała krótko, że rasizm w Europie nie istnieje w porównaniu do tego co dzieje się w Ameryce. Opisała mi kilka potwornych sytuacji, których była świadkiem, niewyobrażalnych dla kogoś kto jest pośrednim obserwatorem amerykańskiej kultury przez ekran telewizora. Mój kolega, który jest afroamerykaninem i pochodzi z jednego z najbardziej newralgicznych pod względem rasizmu w Stanach miejsc zacytował z okazji rocznicy Martina Luthera Kinga: “Może wszyscy przypłyneliśmy tutaj innymi statkami, ale teraz jesteśmy na jednej łodzi”. Ta amerykańska łódź, w czasach bardzo małego świata jest o wiele większa, a my z całą pewnością powinniśmy zrozumieć, że sami się na podobnej znajdujemy.

Takie to proste i zwyczajne, pompatycznie brzmiące słowo “tolerancja” w parze z pompatycznym “akceptacja”. Tak naprawdę mam wrażenie, że chodzi w tym wszystkim o to by dbać przyzwoicie o własny ogródek, ignorować nienawiść i kąpać się w deszczu życzliwości.

M.

Leave a comment